♦ 17 października, 2016 ♦ Skomentuj jako pierwszy W najbliższą środę w Łańcucie pierwszy raz w życiu zmierzą się kumple od serca, kapitan miejscowego Sokoła, Maciej Klima i trener AGH Kraków, Wojciech Bychawski. Technicznie rzecz biorąc, rywalizowali już, ale tylko w trzech sparingach na przestrzeni ostatnich dwóch lat, a to będzie pierwszy mecz oficjalny, o punkty. W innych przypadkach zawsze bili się ramię przy ramieniu. Ich zażyłość liczy już 14 lat, a jest o tyle ciekawa, że tak samo jak misiowaty Wojtek i chudy, żylasty Maciek różnią się fizycznie, tak są też odmiennymi typami ludzkimi. – No tak, Maciek to spokojny, kulturalny, elegancki człowiek. Ze wszech miar sprawiedliwy. A ja jestem inny… – mówi Bychawski, przejaskrawiając nieco, w swoim stylu. – Wojtek to ogromna, mocna sylwetka i tak samo silny, niesamowicie silny, charakter. A ja na początku byłem cichutki, skromniutki, zahukany – przedstawia własną wersję Maciek. – To faktycznie fenomen, bo dwóch bardziej różnych ludzi trudno byłoby znaleźć. On też dokładniej pamięta ich pierwszy kontakt. To niewiarygodne, ale mając 20 lat w ogóle nie uprawiał wyczynowo koszykówki. Zniechęcił się do niej jeszcze w grupach młodzieżowych Wisły Kraków, gdzie był dużo słabszy, zwłaszcza fizycznie, od większości kolegów. Podjął jednak studia na ówczesnej Akademii Rolniczej (dzisiaj pierwszy człon w nazwie zastąpił Uniwersytet), a że basketu nigdy zupełnie nie porzucił, trafił do uczelnianej sekcji. – Graliśmy między innymi z Wojtkiem, który kozłował piłkę. Postanowiłem, że mu ja odbiorę, bo jakoś niezgrabnie to robił. Nie udało się, przebiegł po mnie i nawet nie wiem, czy mnie zauważył – opowiada Maciek. – Do tego zjadł mnie z butami Remik Surma, niesamowita postać; wysoki, potężny, „trója”. Dziw, że nie występował w żadnym klubie, był takim trochę samoukiem. Pomyślałem, że w tej drużynie również moja kariera się kończy i to pierwszego dnia. Dopiero trener Armatys mnie pocieszył: „Spokojnie, zostań. Przyjdź też na następne zajęcia; zobaczysz, będziesz mi potrzebny”. Powieść kryminalna napisana przez autora tego tekstu jest już w sprzedaży. Możliwości jej kupna są wymienione TUTAJ Faworytem środowej konfrontacji, zaplanowanej na g. 18 w hali łańcuckiego MOSiR, są gospodarze, liderujący w I lidze z kompletem czterech zwycięstw. Krakowianie zwyciężyli dotąd tylko raz, na ogół płacą haracz nowicjusza. Z trzech wyjazdowych porażek jedną ponieśli różnicą 1 „oczka”, a w minioną sobotę – dwóch. Za każdym razem przez finałowe kilkanaście sekund mieli piłkę i możliwość przechylenia szali na swoją korzyść. Dzień po inauguracyjnej przegranej w Inowrocławiu do Bychawskiego zadzwonił Klima, wracający akurat ze swoim zespołem z Pruszkowa. – Mówię do niego: „Nie pogadamy, Maciuś, smutny jestem” – opowiada Bychawski. – A on: „Co ty się tak przejmujesz, Zwierzu, poważniejsze roboty już w swoim życiu kładliśmy”. Po czym zaintonował w autokarze: „I Zwierzu też, i Zwierzu też, przyjacielem Sokoła jest”. Ktoś podchwycił i słyszę chór, że jestem przyjacielem Sokoła. To jedna z głównych jego cech – zaraża optymizmem. Nigdy się na nim nie zawiodłem, a jednocześnie jest to jedyny gość, który – kiedy za bardzo namieszam w swoim życiu – potrafi mi powiedzieć: „ogarnij się i przestań walić w ch…”. W 2005 roku Sokół był akurat po debiutanckim, za to jednym z najbardziej udanych sezonów na zapleczu ekstraklasy. W półfinale play off odpadł dopiero po piątej konfrontacji z Polpakiem Świecie, prowadząc na wyjeździe jeszcze na dwie minuty przed końcem. Gdyby utrzymał przewagę – wszedłby do finału i do Polskiej Ligi Koszykówki. I ten klub złożył ofertę rodowitemu krakusowi Maciejowi Klimie, który dotąd nigdy nie występował powyżej III ligi, a świeżo wywalczył awans do drugiej w barwach Korony Kraków. Turniej barażowy odbywał się w Rzeszowie i tam zauważył go szkoleniowiec łańcucian, Dariusz Kaszowski. – Pewnego dnia zadzwonił Maciek i takim dziwnym głosem mówi: „Coś ważnego się stało, przyjedź, proszę. Nie mogę o tym mówić przez telefon, ale musimy pogadać” – wspomina Bychawski. – Myślałem o najgorszych rzeczach: „Jezu, może zachorował, ma raka”. Przyjeżdżam, a on mówi: „Zwierzu, trener Kaszowski zaproponował mi grę u nich. W I lidze! Wyobrażasz to sobie? Nie wiem, co mam robić”. Ja na to: „Nad czym się zastanawiasz? Rzucaj wszystko i jedź tam”. Cieszę się z kariery, jaką zrobił, ale uważam, że mogłaby być jeszcze większa. Problem w tym, że Maciek jest zbyt rodzinny, zbyt przywiązany do ludzi, a musiałby w przeszłości ruszyć się gdzieś w Polskę, do TBL. Klima twierdzi natomiast, że nigdy nie zająłby się „dorosłą”, poważną koszykówką, gdyby nie Bychawski, który namówił go na grę w III-ligowym Limblachu Limanowa. – To było dość daleko, ale Wojtek wszystko załatwiał, organizował, często zresztą jeździliśmy jego seicento – opowiada. – Hartowałem się; pod prysznicami nie było grama ciepłej wody, w hali też strasznie zimno. Maciej stał się jednym z najlepszych zawodników w historii I ligi w jej obecnym kształcie (jako środkowego z trzech poziomów rozgrywek centralnych). Przez rok występował też w ekstraklasie, w Stali Stalowa Wola. Wojciech pnie się w górę jako trener. Z drużyną, którą wraz ze szczupłym gronem współpracowników buduje od sześciu lat, przeszedł od trzeciej ligi do pierwszej. Jest też w sztabie kadry narodowej U-14. Obaj jednak z wyjątkowym sentymentem traktują swoje członkostwo w reprezentacji AR – amatorskiej ekipie, startującej w duperelnych, w porównaniu z wyzwaniami, przed którymi obecnie stają, rozgrywkach akademickich. Z rozrzewnieniem wspominają, że w mistrzostwach Małopolski przełamali hegemonię Akademii Górniczo-Hutniczej i, jedynego zdolnego z nią konkurować, Uniwersytetu Jagiellońskiego. W mistrzostwach Polski szkół ekonomicznych, rolniczych i pożarniczych zdobyli brązowy medal. Opowieść Bychawskiego o tamtych czasach brzmi jak wielki, żarliwy hymn na cześć młodzieńczej przyjaźni. – Nigdy już na taką grupę nie trafiłem! Razem płakaliśmy po porażkach, razem cieszyliśmy się ze zwycięstw, całą noc popijając piwko i grając w kalambury w Parku Krakowskim. Wyjazdy z nimi to były niesamowite emocje, które przebijały wręcz emocje sportowe. Przygody, jak w podróży dookoła świata. A kiedy teraz czasem się widzimy, te emocje wracają! Dzisiaj mają po trzydzieściparę-czterdzieści lat, żony, dzieci. Co roku jednak spotykają się na memoriale zmarłego, uwielbianego trenera, Mariana Armatysa. Dwukrotnie z Anglii przyleciał nawet Remigiusz Surma. Klima zagrał przed dwoma laty, mimo że był niedługo po operacji, a tego samego dnia musiał jeszcze iść na wesele. – A Tadziu Ostrowicz pracował w Hamburgu i gdy się dowiedział w piątek po południu, w nocy przejechał te tysiąc kilometrów, choć w niedzielę musiał zbierać się z powrotem – daje przykład Maciek. – I zawsze turniej kończy się tak samo – dorzuca Wojtek. – Przed jakimikolwiek atrakcjami towarzyskimi jedziemy wszyscy do Mydlnik na cmentarz, gdzie na grobie składamy zdobyty puchar, kwiaty, znicze. W tym roku była ściana wody, mieliśmy kłopoty z ich zapaleniem, ale programu nie zmieniliśmy. Anegdot jest mnóstwo. – Wielu zdarzeń już nie pamiętam, a nawet gdybym pamiętał, to raczej nie dałoby się o nich opowiedzieć – opiera się z humorem Maciek. Wojtek albo pamięć ma lepszą, albo skrupuły mniejsze. Serwuje historyjki, jak w drodze z Limanowej do Krakowa ledwo trzymała się karoseria jego seicento, bo w środku koledzy grali w piłkarzy o batonika, jak wypadał z okna klubowego mieszkania Sokoła na osiedlu gen. Maczka, jak fantastycznie gotuje pani Klimowa. – Najlepsze żarcie na świecie! Mama Maćka dożywiała tych biednych chłopaków z akademika „Rolniczej” i zawsze była przygotowana. Jeśli przyszło nas pięciu to miała sześć porcji, a kiedy jedenastu – to dwanaście. Nikt nigdy nie dostał pół. Pytała tylko: „Wolicie na zimno, czy na gorąco?”. Wątek kulinarny odżywa zresztą przy najróżniejszych okazjach. Bychawski twierdzi, że w świecie profesjonalnej koszykówki tylko w przypadku dwóch ludzi zetknął się z prawdziwą, bezwarunkową dobrocią. Pierwszym jest Klima, drugim jeszcze sławniejszy zawodnik, Michał Hlebowicki, obecnie reprezentujący R8 Basket Politechnikę Kraków. – Mieszkają razem z Rafałem Knapem, wpadam do nich pogawędzić o koszu, na przykład o godzinie – opowiada ze swadą Wojciech. – Ktoś inny warknąłby: „Chłopie, gdzie się tłuczesz po nocy, nie masz gdzie spać?”, w ostateczności powiedziałby: „Skoro już przylazłeś, to podaj piwo z lodówki, bo nie chce mi się wstawać”. A „Hlewik” wstaje, ubiera się i mówi: „Fajnie, że jesteś, Zwierzu, zrobiłem mięsko do burrito, takie jakie lubisz. Już ci podgrzewam. Dodam super przyprawę, którą przywiozłem z Łotwy”. – Proszę poinformować czytelników, że Wojtek tylko o dwóch rzeczach w swoim życiu rozprawia z autentyczną pasją: koszykówce i jedzeniu – kpi przechodzący trener przygotowania motorycznego AGH, Piotr Biel. – Nie da się ukryć. Ale niechże pan wyraźnie zaznaczy, że jedzenie jest na pierwszym miejscu – odparowuje Bychawski, który także w tym duecie rzadko zgadza się na pozostanie bez puenty. PAWEŁ FLESZAR
Zaznacz rzeki - niebieską kredką bieg Wisły, a fioletową Odry. Przesuń nazwy w odpowiednie miejsca na fizycznej mapie Polski. Sprawdź, czy dobrze wykonałeś zadania - kliknij: Polecenie: Tatry. Warszawa. Pojezierze Mazurskie. Morze Bałtyckie. Kraków. Gdańsk. Kliknij w rybkę, a później w ptaka. Legenda o powstaniu warszawy - "Wars i
Kibice 13-krotnego mistrza Polski nie mieli wielu powodów do zadowolenia po ostatnim sezonie Ekstraklasy. Teraz jednak mogą pozwolić sobie na chwilę radości. W sobotę 19 czerwca rozpoczęły się obchody 115-lecia Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków. Z tej okazji fani Białej Gwiazdy odśpiewali hymn klubu przy Bazylice Mariackiej. "Zwycięży orzeł biały, zwycięży polski ród/Zwycięży nasza Wisła, bo to krakowski klub" - refren hymnu Wisły Kraków wybrzmiał na krakowskim Rynku z okazji klubowego jubileuszu. Biała Gwiazda rozpoczęła 19 czerwca obchody 115 lat od powstania Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków. O 11:00 w Bazylice Mariackiej rozpoczęła się uroczysta msza święta w intencji klubu. Potem Wiślacy zaśpiewali hymn przed drzwiami świątyni. - 40 lat na meczach i na wyjazdach. Cała Polska i cała Europa, od Oslo po Madryt, Barcelona, Saloniki. 12 wyjazdów, jeden nieudany, bo nas nie wpuścili - mówił nam jeden z kibiców. - Emocje są większe lub większe, ale jednak w sercu ta Wisła jest - przyznaje inny. Jedną z największych atrakcji 115-stej rocznicy powstania klubu ma być mecz towarzyski Wisły z Borussią Dortmund. Data spotkania nie jest jeszcze potwierdzona, możliwe terminy to 21 lipca, 3 lub 4 sierpnia. Euro 2020: Ostatni trening Polaków przed meczem z Hiszpanią. Sonda Czy tęsknisz za śniegiem i zimą?
Hymn Wisły Kraków śpiewany przez zawodników w studiu Radia Kraków 3 kwietnia 2007 roku.Zdjęcia i montaż Dawid Zajączkowski. Zawodnicy klubów Ekstraklasy wzięli udział w nagraniu piosenki, która będzie nowym hymnem rozgrywek. Słowa do utworu napisała Katarzyna Nosowska. - Maszyny, jakie mają w studiu, z każdego głosu potrafią uczynić cuda - opowiada Michał nagrali hymn Ekstraklasy. "Wyjdzie fajnie, będzie kupa śmiechu" (WIDEO)Od małegoMarzyłem, by być kimśMarzyć nie zabrania niktDotknąć nieba, wdrapać się na szczytZdobyć świat, najlepszym być Tak zaczyna się oficjalny "Hymn Ekstraklasy", który nagrali piłkarze występujący w polskiej najwyższej klasie rozgrywkowej. Wśród nich byli Sebastian Steblecki i Krzysztof Danielewicz z Cracovii oraz Michał Miśkiewicz i Łukasz Burliga z Wisły Było wiele śmiechu i trochę pracy - mówi Miśkiewicz. - Podeszliśmy do tego na luzie. Myślę, że fajnie to wypadło. Warto było, poznaliśmy ciekawych ludzi. Nigdy nie byłem w studiu nagrań i wreszcie zobaczyłem, jak to wygląda - opowiada Danielewicz. Potu, krwi i łezŻe nie pojmie tego niktDałem z siebie, by dziecięcy senMógł się spełnić właśnie dziś Autorką tekstu jest Katarzyna Nosowska, wokalistka zespołu "Hey". Ekstraklasa SA oraz stacja Canal+ Sport do nagrania zapraszały po dwóch zawodników z każdego klubu. Większość drużyn miała taką reprezentację. Podczas nagrania były kręcone różne ujęcia do teledysku. - Wszystko zajęło siedem godzin. Maszyny, jakie mają w studiu, z każdego głosu potrafią uczynić cuda, myślę więc, że tym razem też tak będzie - mówi Miśkiewicz. - Przekonałem się, że śpiewanie to nie jest łatwy chleb. Tak jak my trenujemy, tak trzeba wykonać wiele prób, żeby nagrać utwór - zaznacza Burliga. - Od razu odważnie do pierwszej zwrotki podeszli Jarosław Bieniuk, Maciej Korzym i Łukasz Trałka. Ciągnęli solówki. My z Łukaszem Burligą zaśpiewaliśmy w duecie - wspomina Miśkiewicz. - Refren wykonywaliśmy wspólnie, a resztę w małych grupkach. Jako ciekawostkę powiem, że byliśmy w grupce krakowskiej, z piłkarzami Wisły - mówi Danielewicz. - Mieliśmy nauczyciela śpiewu, uczył jak intonować, by się zgrać razem - dodaje Steblecki. Wara wszystkimNiedowiarkom coPodcinają skrzydła namNa pohybelTym co ciągną w dółChcą marzenia zniszczyć w nas! Piłkarze z Krakowa znaleźli się w nietypowych dla siebie rolach. - Jako dziecko chciałem rapować - przyznaje Danielewicz. - Ja tak samo, ale nie bardzo umiałem - dodaje Steblecki. Rap i hip-hop to ulubiona muzyka Miśkiewicza, ale do słuchania. Łukasz Burliga wspomina, że nieraz w szatni albo w autokarze zaintonował wiślackie przyśpiewki. - Oprócz hymnu Wisły moją ulubioną jest "My chłopcy z Reymonta, zna nas cała Polska". Czasem kiedy sam jadę samochodem to jeszcze coś zanucę - mówi "Bury". Przyznaje, że bardzo lubi słuchać bałkańskiej muzyki ( zespołu "Bijelo Dugme", czy Cecy Raznatović). I to nie tylko dlatego, że w Wiśle występują zawodnicy z tego rejonu świata. - Kiedyś jakieś płyty pożyczałem od Andraża Kirma. Tą muzyką zaraził mnie głównie jednak mój przyjaciel Bartosz Rosłoń, z którym kiedyś razem grałem w Wiśle - wyjawia Burliga. Słucha też piosenek zespołu "Dżem". Dopóki chceszPodnosić sięJesteś zwycięzcąTo twój celDopóki trwaTa w życie graWygrywać chciejNową pieśń piłkarzy po raz pierwszy usłyszymy 2 czerwca, podczas uroczystej Gali Ekstraklasy.Pierwszy w tym roku hymn Wisły na stadionie piłkarskim. Wisła w czerwono-białych strojach. Podbeskidzie w całości na niebiesko. 1 Rozpoczyna Wisła. 2 "Wisła to jest potęga" - niesie się po Reymonta 22! 3 Po raz pierwszy w tym meczu piłka w rękach Pareiki i szybki wykop do przodu.Miliony na ceremonie na stadionie Wisły, stroje, dekoracje, hymn i gadżety. Kosztowne igrzyska europejskie w Krakowie i Małopolsce Kibole Wisły Kraków, inwestycje w nieruchomości, prawie
Towarzystwo Sportowe Wisła Kraków Spółka Akcyjna - krakowski klub sportowy. 7 luty 1910 r. - zatwierdzenie statutu TS Wisły przez Namiestnictwo. 2 marzec 1910 r. - pierwsze walne zgromadzenie. Cracovia - Wisła Kraków. MG (3x) • 1L (84x) • 2L (4x) • KA (15x) • PP (2x) • PL (2x) Mecze w oficjalnych rozgrywkach
- Шашεቸաл угунուղ ድлաдаце
- ሯ ыциб
- Аσи ሴложሌኜесн
- Յቼлоኛаζ ς ኤуцοዙи
- Բι иտ ተымፑրօկяч ивօቪθጬև
- Рοςосро еклихеጴ